piątek, 20 kwietnia 2012

Dinozaury, makrama i... jeszcze raz dinozaury!

Dzisiejszy post sponsoruje literka D jak Dino. Gościem na naszych zajęciach była bowiem Klaudia - studentka II roku geologii. Pokazała dzieciom wiele ciekawych eksponatów z wykopalisk, a ja cyknęłam komórką kilka fotek. 

Pierwszą ciekawą dla mnie rzeczą była skamieniałość głowy trylobita (zdjęcie z lewej). Stworzenia te były morskimi stawonogami. Ich rozmiar wahał się od kilkunastu do nawet 70 centymetrów. Trylobity żyły w okresie od połowy wczesnego kambru do końca permu i poruszały się po dnie oceanów. Okaz, którego głowę prezentowała Klaudia mógł mieć ok. 20-30 cm długości.
Drugim ciekawym okazem jest odcisk muszli amonita (zdjęcie z prawej). Te morskie głowonogi żyły 400-65 mln lat temu, w okresie od dewonu do kredy. Odżywiały się powolnymi bezkręgowcami. Podczas prezentacji okazało się, że w jednej z sal przedszkolnych mamy własnego zakonserwowanego amonita! Klaudia obejrzała go i orzekła, że jest to sztucznie zabarwiony, skrzemieniały amonit z Maroka. Poniżej z lewej nasz własny przedszkolny amonit. Pośrodku ośródka ślimaka, z prawej trylobit i amonit przyniesione przez Klaudię. Chciałam pokazać jeszcze odcisk łapy dilofozaura, ale niestety - nie wiedzieć czemu - zdjęcie mi się nie zapisało...


Klaudia opowiadała też o różnych innych ciekawych rzeczach. Wiedzieliście, że pierwszy odkryty stwór lądowy wyszedł z morza właśnie na terenach dzisiejszej Polski? Nazywał się tetrapod i zamieszkiwał dzisiejsze góry świętokrzyskie. Wszystko inne było wtedy pod wodą. Wyglądał prawdopodobnie tak, jak na zdjęciu z lewej. Niezły z niego brzydal, co nie? Natomiast przodkiem obecnie żyjących żółwi był najprawdopodobniej skutozaur (poniżej). Miał on 3-6 m. długości, żywił się roślinami i żył na terenach dzisiejszej Rosji około 260-250 mln lat temu. Przypomina Wam żółwia?
Naukowcy sądzą również, że wśród nas biegają dinozaury, a nawet są częstymi gośćmi na naszych stołach. O kim mowa? Ano o kurach. Praprzodkiem naszej domowej kury był prawdopodobnie opierzony owiraptor. Znalazłam jego zdjęcie w książce o dinozaurach (fotka w środku). Widzicie podobieństwo? Poniżej również fotka innego ptasiego dinozaura znalezionego w książce - to jest zdecydowanie mój faworyt! Nie pamiętam jego nazwy, ale wygląda jak kolorowy struś.
I jeszcze zagadka: Dlaczego diplodok nie bał się drapieżników? Bo jak on był taki wielki i długi na 35 metrów i miał głowę zanurzoną gdzieś w koronach drzew, to się nie przejmował, że tam na dole ktoś go po nodze szturcha. :p  Oczywiście nasza grupa - Żeglarze - przygotowała dla Klaudii coś w ramach podziękowania. I tak Klaudia dostała od nas dyplom oraz dwa dinozaury wykonane z... nakrętek. Ten z długą szyją to właśnie diplodok, co to niczego się nie boi, a ten z czerwonymi wypustkami na plecach to stegozaur. Prawda, że są piękne? Dzieci zaśpiewały też Klaudii piosenkę (oczywiście z odpowiednim do treści układem choreograficznym), którą prezentuję Wam również poniżej (w oryginale).

Na tym zakończył się tydzień z dinozaurami, którego temat brzmiał "Żeglarze i wehikuł czasu". Korzystając z okazji przypomnę jedną z zagadek z forumowej Loterii Przedszkolnej:
- Co to jest wehikuł czasu?
- To jest takie krzesło.
- Zwłaszcza elektryczne! To jest taki "wehikuł czasu", że ho ho...
Podczas tego tygodnia wykonaliśmy kilka prac plastycznych, przedstawiających diplodoka, stegozaura, parazaurolofa oraz bliżej nieokreślonego dinozaura wykonanego z odcisku ręki (dolne zdjęcie z prawej). Parazaurolof (po lewej) wykonany został z dwóch papierowych talerzyków, diplodok (u dołu z lewej), to origami z kwadratu, a stegozaura (pośrodku) zrobiliśmy za pomocą złożonego na pół koła. Reszta jest dorysowana pastelami olejnymi lub domalowana farbami.



Pani dyrektor wypuściła mnie dzisiaj z pracy wcześniej, bo popołudniu wybrałam się do Centrum Doskonalenia Nauczycieli "ALMA" na warsztaty makramy, czyli plecenia różnych rzeczy ze sznurka. Nauczyłam się podstawowego splotu i wykonałam dwie bransoletki z koralikami, których fotki są po bokach. Grześ natomiast spędził popołudnie w kancelarii parafialnej, u proboszcza. Udało mu się wreszcie wydobyć nasze zaświadczenia z kursu przedmałżeńskiego, których nie mogliśmy odebrać w przeznaczonym na to terminie, a które zaginęły z powodu remontu Duszpasterstwa Akademickiego. Ksiądz, który prowadził kurs został oddelegowany do innej parafii i mieliśmy problem. Na szczęście po nitce do kłębka Grzesiowi udało się to załatwić.

Jeśli zaś chodzi o pocztówki, to dziś dostałam dwa offy. Pierwsza pocztówka przyszła z Litwy, a konkretnie z Wilna. Musicie wiedzieć, że Litwa jest moim ukochanym krajem. Kilka lat temu spędziłam tam dwa tygodnie jako wychowawca na kolonii dla litewskiej młodzieży. Zwiedziliśmy Wilno, Troki, a na dłużej zakotwiczyliśmy w maleńkiej wiosce Tverecius - absolutnie niesamowitym miejscu. Kiedy zwiedzaliśmy zamek w Trokach spotkaliśmy na ulicy pana (Litwina), który grał dla napiwków na ulicy. Na akordeonie. Przypadkiem akurat kiedy przechodziliśmy zaczął grać "Kaczuchy". No i co zrobili Polacy? Zaczęli tańczyć na ulicy przed panem. Później ilekroć obok niego przechodziliśmy zaczynał grać kaczuchy. Ot, takie wspomnienie... Kartka z Litwy (ze sklepu Favourite Postcards):

Drugi off jest związany z Japonią, a przyjechał ze słonecznej Kalifornii, od Asi - Polki mieszkającej w USA. Asia jest naukowcem i prowadzi w stanach badania laboratoryjne. Kartka wygląda tak:
I to na dzisiaj tyle (aż tyle!). Grześ właśnie wybył do kina na noc horrorów, a ja pozdrawiam z nie-tak-słonecznego-jak-Kalifornia Poznania, w którym to właśnie zaczął padać deszcz.
Krufka Kika

Brak komentarzy: